+10
Dorotatota 7 marca 2014 14:37
Pomysł na wyprawę do Ameryki Środkowej zrodził się zupełnie niespodziewanie, a inspiracją do niego była promocja hiszpańskiej linii lotniczej Iberia. Plan przewidywał odwiedzenie 4 krajów – Panamy, Kostaryki, Gwatemali i Salwadoru.


Trasa (13.01–3.02.2014 r.):
Warszawa – Madryt – Panama (Panama) – Liberia (Kostaryka) – Tamarindo (Kostaryka) – Monteverde (Kostaryka) – La Fortuna (Kostaryka) – wulkan Arenal (Kostaryka) – San José (Kostaryka) – wulkan Irazú (Kostaryka) – Antigua Guatemala (Gwatemala) – jezioro Atitlán (Gwatemala) – Flores (Gwatemala) – Tikál (Gwatemala) – Gwatemala (Gwatemala) – San Salvador (Salwador) – Madryt – Frankfurt – Warszawa

Szybko udało się znaleźć kompanów i ostatecznie zdecydowaliśmy się na podróż w 4-osobowym składzie – optymalnym w razie konieczności zamówienia taksówki. Przygotowania do wyjazdu zajęły kilka tygodni. Z przewodników i relacji wynikało, że najbezpieczniej jest w Kostaryce, dlatego postanowiliśmy spędzić tam najwięcej czasu. Plan wyprawy zakładał przemieszczanie się po Ameryce Środkowej za pomocą lokalnych linii lotniczych i autobusów. Niedawno byliśmy w Tajlandii, więc zalecane szczepienia mieliśmy „z głowy”. Naczytaliśmy się trochę o zagrożeniu dengą, więc w apteczce podróżnej znalazł się dobry repelent na komary. Ograniczyliśmy masę plecaków do 12-15 kg, ponieważ planowaliśmy się często przemieszczać. Przed wyjazdem natknęliśmy się na dość niepokojący ranking 50 najbardziej niebezpiecznych miast świata w 2012 r., w którym Gwatemala figuruje na 12-tym miejscu, a San Salvador na 44. W 2011 roku Gwatemala była na tej samej pozycji, San Salvador na 20, Panama na 46. Wynika z tego, że wieczorne spacery po stolicach odpadają. Czytaliśmy ostrzeżenia, że najlepiej wziąć co najwyżej starą Nokię 3310, uznaliśmy jednak, że bardzo przyda się GPS i WiFi w telefonie. Odważyliśmy się nawet spakować lustrzankę – wszak grzechem byłoby nie przywieźć dobrych zdjęć. Ostatecznie więc nasz aparat został nieco „zamaskowany” – logo i model zakleiliśmy czarną taśmą, zasłoniliśmy też napisy na pasku. Znajomi gratulowali nam odwagi, od koleżanki dostałam nawet „na drogę” gaz pieprzowy… Otuchy dodawała mi myśl, że w miarę mówię po hiszpańsku i będę podróżować w obstawie trzech rosłych mężczyzn.


Przelot

23 godziny przed lotem odprawiamy się online na stronie Iberii i wybieramy miejsca w samolocie do Panamy. Nadanie bagażu na olbrzymim lotnisku Barajas, kontrola bezpieczeństwa, przejazd kolejką i przejście szybkim krokiem licznych ruchomych chodników zajmuje ponad godzinę. Do bramki R3 w terminalu T4 docieramy 40 minut przed odlotem.

Na pokładzie samolotu, wkrótce po osiągnięciu wysokości przelotowej, otrzymujemy ciepły posiłek. Załoga jest miła i uśmiechnięta, w każdej chwili można poprosić o soki i alkohole. Ku naszemu rozczarowaniu, na system rozrywki w Airbusie 340 linii Iberia składa się jedynie kilka telewizorów kineskopowych na cały samolot… pozostaje nam czytanie zgromadzonych w Kindlu przewodników po Ameryce Środkowej. Znudzeni, pięć godzin lotu spędzamy w objęciach Morfeusza. Poduszka i polarkowy kocyk zapewniają całkiem komfortowy sen. Na krótko przed lądowaniem otrzymujemy kolację oraz karty migracyjne i deklaracje celne do wypełnienia, w których należy m.in. podać adres, pod którym zatrzymamy się w Panamie i określić ile pieniędzy wwozimy. Rozbawił nas limit cukierków, które można przewieźć. Z okien widzimy Dominikanę – na zdjęciu Półwysep Samana.



Zniżając się do lądowania, obserwujemy przez okno kontenerowce przypływające z Kanału Panamskiego.



Soczysta zieleń dżungli robi niesamowite wrażenie.



Lotnisko w Panamie

Po 11 godzinach lotu lądujemy w Panama City. Wypełnione wcześniej papierki oddajemy urzędnikom migracyjnym podczas kontroli paszportowej. Nikt nie sprawdzał czy posiadamy wymagane środki na pobyt (500 $ lub kartę kredytową) i bilet powrotny. Odebrany bagaż zostaje kontrolnie prześwietlony. Na międzynarodowym lotnisku Tocumen jest co prawda punkt informacji turystycznej, jednak nie można w nim uzyskać niczego poza kserówkami z ostrzeżeniami przed dengą, w języku hiszpańskim. Żadnych map czy folderów. W hali przylotów i przed wejściem do terminalu poluje na nas cała masa taksówkarzy, utrudniając nam odnalezienie przystanku autobusowego. Według ich cennika, dojazd taksówką do centrum miasta kosztuje 30 $. Wspomnę przy tej okazji, że choć oficjalną walutą jest balboa panamska, prawnym środkiem płatniczym w Panamie są też dolary (sztywny kurs: 1 USD = 1 PAB). Ponieważ Panama nie posiada własnych banknotów, reszta wydawana jest w banknotach USD i bilonach PAB (1 balboa to 100 centésimos). Nazwa lokalnej waluty, przywodząca na myśl filmowego boksera, pochodzi od nazwiska hiszpańskiego konkwistadora Vasco Núñeza de Balboa.

Mina pani w informacji lotniskowej, zapytanej po angielsku o możliwość dojazdu autobusem do centrum, wyraża konsternację. Musimy się jakoś dogadać po hiszpańsku. Dowiaduję się, że turystom nie zaleca się korzystania z komunikacji miejskiej w Panamie, autobusy nie dojeżdżają na lotnisko, z resztą i tak nie da się tu zakupić biletów. Radzi nam, aby jeździć tylko tymi taksówkami, które mają namalowane numery na drzwiach. Zrezygnowani i zmęczeni temperaturą panującą przed terminalem podejmujemy negocjacje z kierowcami i udaje nam się obniżyć cenę do 25 $. Taksówkarze w Panamie nie posługują się licznikami, a cenę za przejazd należy ustalać przed podróżą. Jak dowiadujemy się o wiele później, samo lotnisko faktycznie nie posiada komunikacji publicznej z miastem, jednak około 500 m od terminalu jest rondo, przy którym stają Metrobusy.


Nowoczesne centrum miasta

Jedziemy więc żółtą taksówką (wypisz, wymaluj, jak w Nowym Jorku) i od razu po wyjeździe z lotniska w oczy rzuca się zarys drapaczy chmur na tle nieba.



Skąd tu aż tyle wieżowców? Otóż Panama utrzymuje absolutną tajemnicę bankową, jedną z najsilniej chronionych na świecie - wyjawianie informacji bankowej osobom trzecim jest tu przestępstwem, za które grozi kara pozbawienia wolności. Konstytucja Panamy gwarantuje ponadto bezwzględne zachowanie tajemnicy handlowej i korporacyjnej. Ten dynamicznie rozwijający się kraj znany jest jako „raj podatkowy”, który oferuje szeroki potencjał inwestycyjny. Dlatego w stolicy nad zatoką Pacyfiku wyrastają jak grzyby po deszczu biurowce. W tym najbardziej nowoczesnym i najlepiej prosperującym centrum bankowym w Ameryce Łacińskiej znajduje się około 150 banków z 35 krajów świata. Panama City najwięcej korzysta oczywiście na najcenniejszej budowli w kraju, jaką jest wybudowany 100 lat temu Kanał Panamski. Obsługuje on blisko 5 procent światowego handlu, będąc motorem gospodarki całego kraju – aż 80% PKB Panamy ma związek z tą drogą wodną.

Rozmach nowych inwestycji robi wrażenie. Na każdym kroku budują się nowe drapacze chmur. Wśród błyszczących wieżowców wyróżnia się F & F Tower (znany jako Revolution Tower), w kształcie świdra.



Dojazd z lotniska do centrum panamskiej stolicy zajmuje nam niespełna pół godziny. Ponieważ mieszkamy w dzielnicy finansowej, uważanej za bezpieczną, wieczorem wybieramy się na spacer promenadą wzdłuż wybrzeża. Aparat na wszelki wypadek nosimy w plecaku. Cinta Costera to bulwar nad Zatoką Panamską. Mieszkańcy miasta przybywają tu tłumnie, by biegać, jeździć na rowerach i rolkach – w każdym razie idąc w spokojnym tempie czuliśmy się w otoczeniu samych biegających ludzi dość dziwnie. Dookoła zadbane trawniki, palmy kokosowe, ławki, siłownia pod gołym niebem...atmosferę psuje jedynie niezbyt przyjemny zapach znad zatoki.



Dotarliśmy do Punta Paitilla, by posiedzieć przy fontannie i podziwiać tutejszą panoramę.



Przed wyjściem zapomnieliśmy użyć repelentu, jednak o dziwo nad zatoką nie dopadł nas ani jeden komar. Niedaleko stąd, tuż nad wodą, znajduje się Trump Ocean Club International Hotel and Tower – najwyższy budynek w mieście (284 m), kształtem przypominający żagiel. Obok jest też centrum handlowe Multicentro, w którym mimo późnej pory udało nam się kupić banany suszone na słońcu, butelkę rumu, colę i zimne piwo – wszystko to w aptece FarmaPlus;) Przy kasie okazuje się, że banknoty 100 $ muszą zostać każdorazowo zatwierdzone przez kierownika sklepu, lepiej jest więc rozmienić je od razu na drobniejsze nominały.

Kolejny dzień wita nas duchotą. Na szczęście dobrze znosimy zmianę stref czasowych i „jet lag” nam nie doskwiera – wstajemy wcześnie rano wypoczęci. Postanawiamy spróbować dojechać do słynnego kanału lokalnymi autobusami. Okazuje się to jednak prawdziwym wyzwaniem. Próbujemy wyciągnąć trochę informacji od pracowników recepcji, niestety jednak nikt nie mówi po angielsku. Znów muszę wykorzystać swoje podstawy hiszpańskiego. Recepcjonistka jest zdziwiona, że chcemy jeździć autobusem, zamiast taksówką i stwierdza, że kierowcy Metrobusów nie przyjmują płatności gotówką, musimy najpierw zaopatrzyć się w specjalną kartę, by następnie doładować ją odpowiednią ilością środków. Można to zrobić w centrum handlowym Albrook. Oczywiście radzi, by dojechać tam taksówką;) Dla pewności postanawiamy zasięgnąć języka gdzie indziej. Kilka kolejnych osób spotkanych na ulicy i w sklepach udziela nam zupełnie rozbieżnych informacji – jedni twierdzą, że kartę można kupić tylko w Albrook, inni że jest dostępna w sklepie przy Plaza 5 de Mayo, ktoś inny kieruje nas w zupełnie innym kierunku, gdzie w końcu kolejna osoba stwierdza, że kartę z pewnością uda nam się kupić w pobliskim supermarkecie Riba Smith przy Calle 45 Este, tam więc się udajemy. Gdy zmęczeni upałem docieramy na miejsce, pracownicy marketu uświadamiają nam, że zostaliśmy wprowadzeni w błąd. Do kolejnej wskazówki (Plaza 5 de Mayo) mamy pół godziny pieszo, do Albrook Mall – godzinę. Jest ponad 30 stopni, a my chodzimy w kółko i straciliśmy w ten sposób ponad godzinę z naszego cennego dnia w Panamie, postanawiamy więc pojechać do Albrook taksówką. Po drodze negocjujemy z kierowcą i okazuje się, że za niewielką dopłatą skłonny jest zabrać nas prosto nad pobliski Kanał Panamski, poczekać na miejscu przez półtorej godziny i odwieźć z powrotem. Propozycja jest na tyle kusząca, że w końcu odpuszczamy sobie dalsze poszukiwania, tym bardziej, że mamy tylko 1 pełny dzień w Panama City, a koszt taksówki dzielimy na 4 osoby. Taryfiarz jest zadowolony i skory do dalszych negocjacji. Proponuje, że po zwiedzaniu kanału, zawiezie nas do Casco Viejo, czyli na panamską starówkę i oprowadzi po najważniejszych zabytkach, po czym zabierze nas jeszcze do ruin Panamá la Vieja. Taka całodniowa wycieczka z przewodnikiem ma kosztować 7,5 $ od osoby. Taksówkarz zna nawet podstawowe podróżne słowa po angielsku!


Kanał Panamski

Terytorium Panamy to wąski pas lądu - nigdzie indziej Atlantyk i Pacyfik nie są tak bliskimi sąsiadami (w najwęższym miejscu, zwanym Przesmykiem Panamskim, dzieli je 80 km odległości). Dzięki Kanałowi Panamskiemu statki, aby przepłynąć z zachodu na wschód Ameryki, nie muszą opływać Ameryki Południowej przez Cieśninę Magellana. Kanał jest też umowną granicą między Amerykami. Ze względu na położenie stolicy i fakt, że Panama w przeszłości była częścią Kolumbii, często zalicza się ją do krajów Ameryki Południowej.



Najlepszym miejscem do oglądania tego cuda myśli technicznej jest śluza Miraflores (obiekt otwarty dla zwiedzających od 9:00 do 17:00, kasa czynna do 16:30). Podczas naszej wizyty w styczniu wstęp na taras widokowy kosztował 5 $ (8 $ z oglądaniem filmu 3D i zwiedzaniem interaktywnego muzeum). Od lutego cena wzrosła do 15 $. Niedaleko, w pobliżu przystani jachtowej znajduje się most Puente de Las Americas. Po drodze do śluzy mijamy pociągi wypełnione kontenerami. Specjalna linia kolejowa łączy stary port Balboa z nowszym portem, nazywanym „Singapurem”. Przez śluzy łączące Atlantyk z Oceanem Spokojnym transportowanych jest trzynaście milionów kontenerów rocznie. O 10 rano ruch na kanale jest znaczny i przez godzinę udaje nam się zobaczyć aż 3 różne statki przekraczające śluzę – wielki kontenerowiec z Hongkongu, luksusowy wycieczkowy statek pasażerski z Norwegii i holownik pod banderą USA. W międzyczasie zjawia się nasz taksówkarz, by razem z nami obserwować okręty (jako Panamczyk nie musi płacić za wstęp).



Dookoła rozciągają się wzgórza pokryte gęstą zielenią, a nad naszymi głowami unoszą się ptaki. Budowniczowie kanału musieli wykarczować olbrzymie połacie tropikalnego lasu. Dzięki wstrzymaniu w Panamie dalszej budowy Trasy Panamerykańskiej, udało się na szczęście zachować dużą część pierwotnej dżungli.



Podczas długiej budowy obecnego kanału zginęło wielu pracowników (pochodzących m.in. z Barbados, Martyniki, Gwadelupy, Trynidadu, Jamajki). Przez ponad 75 lat strefa ta znajdowała się pod jurysdykcją amerykańską i dopiero od 1999 roku jest w rękach Panamy. Każdego dnia przez system panamskich śluz przepływa około 30-40 okrętów. Pokonanie całego ponad 80-kilometrowego kanału przez sztuczne jezioro zajmuje średnio 8 godzin (po drodze każdy statek jest trzykrotnie podnoszony i trzykrotnie opuszczany). Ruch na kanale odbywa się wahadłowo. Linie oceaniczne płacą ok. 60 $ za każdy transportowany kontener.



Gdy azjatycki kontenerowiec niemal na styk wpływa do kanału, wielkie stalowe drzwi otwierają się i masa wody przepływa z kolejnej śluzy. Statek ciągną małe, bardzo silne lokomotywy – po 4 z każdej strony. Gdy poziom wody w śluzach wyrównuje się, okręt powoli się unosi. Pomiędzy burtami, a brzegami kanału jest zaledwie niewielka szczelina.





W kolejnej śluzie statek znów podnosi się o kilka metrów. Większość wielkich kontenerowców na świecie projektowanych jest właśnie pod wymiary panamskich śluz. Od 2007 r. trwa budowa drugiego, ale głębszego kanału, który ma spełniać parametry kontenerowców Post-Panamax (o szerokości przekraczającej 33,5 m). Inwestycja pochłonie ponad 3 miliardów dolarów. Według ekspertów to jedyna szansa, by jedna z głównych arterii transportowych świata nie została w ciągu kilku lat całkowicie sparaliżowana. Do 2025 roku przepustowość przesmyku ma wzrosnąć dwukrotnie. Krążą plotki, że rząd Nikaragui również planuje budowę konkurencyjnego międzyoceanicznego kanału.



Duże wrażenie robi na nas luksusowo wyposażony wycieczkowiec Norwegian Star, którego pasażerowie machają do nas. Widzimy się doskonale - ich górny pokład jest na wysokości naszego tarasu widokowego znajdującego się na 4-tym piętrze. Dalekomorski statek o długości 296 m i szerokości 32 m może zabrać w rejs 2240 osób. Na pokładzie ma m.in. 13 restauracji, 10 barów, teatr, kasyno, kino, 2 baseny, 6 jacuzzi, spa, fitness center, boisko do koszykówki i siatkówki, kort tenisowy, trasę do joggingu, ogrody, sklepy, kaplicę, 2 galerie sztuki i salę konferencyjną.



Na koniec, do śluzy wpływa LAUREN FOSS, czyli holownik pełnomorski o szerokości zaledwie 12 metrów. Dwa silniki Diesla zapewniają mu moc 4100 koni mechanicznych.



Ciągnie za sobą statek, który transportuje przez kanał z Oakland w Kalifornii do Nowego Jorku.



Ponieważ czas nas nagli, wyruszamy w stronę Casco Viejo (czyli historycznego i zabytkowego centrum Panamy, nazywanego też Casco Antiguo lub San Felipe).


Casco Viejo

Na starówce bardzo trudno znaleźć miejsce do zaparkowania. Miły pan taksówkarz podczas wcześniejszych negocjacji cenowych rozmawiał z nami po angielsku, jednak podczas oprowadzania nas po starówce nie wykazuje się znajomością ani jednego słowa w tym języku;) Po hiszpańsku też niewiele nam opowiada... Pokazuje nam jednak kilka najciekawszych zabytków i wymienia ich nazwy.



Pierwsze zabudowania Casco Viejo powstały w 1673 roku, w odległości około 8 km od pierwotnego miasta Panama (czyli ruin Panamá Viejo, zlokalizowanych po drugiej stronie nowoczesnej części stolicy). Dawne centrum miasta zostało zniszczone przez walijskiego bukaniera Henry'ego Morgana (znanego z etykietki rumu Captain Morgan;)) Zarówno Panamá Viejo jak i Casco Viejo widnieją na liście obiektów światowego dziedzictwa UNESCO. Niewielka starówka o bardzo ciekawej architekturze ma w sobie wiele uroku. Dookoła mnóstwo kolonialnych budynków z pięknymi balkonami. Podobno wieczorami jest tu niebezpiecznie, jednak w ciągu dnia na każdym rogu porządku pilnują patrole policji i żołnierze.



Bogaci mieszkańcy przenieśli się z kolonialnych kamienic do drogich apartamentowców, a prestiżowa niegdyś dzielnica stała się siedliskiem przestępczości, pijaństwa i narkomanii. Pilnujemy naszego sprzętu fotograficznego, choć z naszym Panamczykiem czujemy się bezpiecznie.



W gąszczu wąskich uliczek spotykamy wielu turystów.



Odwiedzamy między innymi katedrę (La Catedral Metropolitana) przy Plaza de la Independencia:



Kościół i klasztor św. Franciszka z Asyżu przy Plaza Bolívar:



Pomnik ku czci Simóna Bolívara na Plaza Bolívar (w tle Hotel Colombia):



Kościół i klasztor Dominikanów:



Proszę naszego przewodnika o radę, gdzie najlepiej kupić prawdziwą panamę. Nie ma on pojęcia ile taki kapelusz może kosztować, jednak pokazuje mi mały sklepik, w którym sprzedają tylko ręcznie plecione z liści palmy „toquilla”, pochodzące z Montecristi. Mam świadomość, że pomimo swojej nazwy, oryginalne kapelusze nie wywodzą się z Panamy, ale z Ekwadoru. Nazwa „panama” przyjęła się w czasie budowy Kanału Panamskiego, kiedy stał się popularny w Stanach Zjednoczonych. Decyduję się na kształt „optimo”, który można zrolować. Przyda się jeszcze w niejednej podróży. Sprzedawca pokazuje, w jaki sposób zwinąć panamę w mały rulonik, aby się nie pogniotła. Do kompletu ma nawet specjalne podłużne etui na kapelusze.

Z Plaza de Francia wchodzimy schodami na taras widokowy.



Z nabrzeża rozciąga się rozległa panorama nowoczesnej dzielnicy biznesowej:





Są tu liczne stragany z pamiątkami. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni, że nie ma magnesów na lodówkę „made in China” – większość sprzedawanych przedmiotów to rękodzieło. Widzę też wiele podobnych kapeluszy jak mój, w tej samej cenie, jednak gorszej jakości. Mają doszyte rondo i wklejony tzw. „potnik” (moja panama jest wypleciona z jednego kawałka, ma bardzo gęsty splot i wszytą wewnętrzną tasiemkę, dzięki czemu kapelusz jest przewiewny).

Indianie stanowią zaledwie 8% ludności Panamy. Żyją głównie na zachodzie i wschodzie kraju. Przy straganach widzimy kobiety z plemienia Kuna, pochodzące z wysp San Blas. Ubrane są w tradycyjne stroje – kolorowe koszule z luźnymi rękawami, wzorzyste spódnice i czerwone chustki na głowach. Na rękach i łydkach noszą bransoletki z drobnych koralików. Indianki wyszywają „molas” – kawałki materiału z kolorowymi aplikacjami w kształcie ptaków, zwierząt i kwiatów. Właśnie takie haftowane tkaniny kobiety naszywają na swoje bluzki.



Cena takiego dzieła sztuki wynosi 30 $, próbuję negocjować po hiszpańsku, tłumacząc, że nie przyjechałam z USA;) Pani pokazuje mi, że taka kwadratowa chusteczka została bardzo misternie wykonana z kilku warstw tkaniny. Udaje mi się wytargować najmniejszą z możliwych za 3 $ i liczę, że w zamian za dokonany zakup Indianka w tradycyjnym stroju zgodzi się pozować mi do zdjęcia. Spuszcza skromnie oczy i wstydzi się aparatu, unoszę więc dłonie w błagalnym geście i tłumaczę, że chcę tylko uwiecznić na pamiątkę jej piękny ubiór. Ku memu zaskoczeniu, na te słowa pani wyciąga rękę i nieśmiało określa cenę zdjęcia: „cinco dólares”. Nie potrafię ukryć rozczarowania – naprawdę uwierzyłam, że przemawia przez nią wrodzona skromność…

Mijamy Teatr Narodowy, kościół i klasztor Jezuitów, kościół La Merced, ambasady. Dookoła widzimy gmachy rządowe – żółty budynek Ministerstwa Sprawiedliwości, Ratusz i Palacio Bolivar. Pan taksówkarz rozmawia z żołnierzami pilnującymi okolic siedziby prezydenta i przedstawia nas – mówi, że przylecieliśmy z Polski. Po chwili zostajemy poproszeni o pokazanie dokumentów tożsamości i po przejściu przez bramkę kontrolną, możemy wejść na ogrodzony teren.



Palacio de las Garzas (skromna siedziba prezydenta Panamy):




Panamá la Vieja

Według taksówkarza Panamá la Vieja to niebezpieczna dzielnica, po której powinno się poruszać samochodami. Być może mówi tak, żeby szybciej otrzymać ustaloną zapłatę, ale postanawiamy mu zaufać i obejrzeć okolicę z okien pojazdu, tym bardziej, że upał doskwiera, a ruiny i pozostałości pierwotnego zespołu miejskiego miasta Panama są w stanie szczątkowym. Swój dawny kształt zachowała jedynie wieża katedry i niektóre ściany klasztoru.



W Panama City mieszka ponad 26% ludności kraju. W stolicy styka się południowa mentalność z północnoamerykańską infrastrukturą. Przemieszczając się między poszczególnymi dzielnicami stolicy zauważamy spore kontrasty. W okolicy ruin dawnej Panamy widać biedę mieszkańców – mijamy budynki z blachy i brudne ulice. Z odrapanych bloków z powybijanymi oknami rozciąga się widok na lśniące apartamentowce i hotele.



Pan taksówkarz nie tylko zarobił i miło spędził dzień, ale umówiliśmy się z nim jeszcze na poranny transport na lotnisko (zgodził się na 16 $).


Przykładowe ceny w Panamie:

benzyna – 3,08 $ za galon (po przeliczeniu wynosi ok. 2,50 PLN za litr)
obiad na ulicznym straganie – kurczak z czerwoną fasolą i ryżem: ok. 3-5 $, hot dog: 1 $
chipsy ze słodkich bananów (maduritos) 60 gr – 0,65 $
chipsy czosnkowe z zielonych bananów (platanitos al ajito) 60 gr – 0,65 $
piwo Balboa 6 x 355 ml – 3,60 $

Transport autobusowy

Niestety w ciągu niepełnych 2 dni w stolicy Panamy nie dane nam było skorzystać z nowoczesnych klimatyzowanych autobusów Metrobus marki Volvo... chciałabym jednak podsumować czego się dowiedziałam:
- Za przejazd nie da się zapłacić gotówką u kierowcy - trzeba posiadać specjalną kartę. Poza terminalem autobusowym Albrook, gdzie zatrzymuje się większość Metrobusów, karty można zakupić w dużych supermarketach (nad wybranymi kasami znajduje się pomarańczowe logo Metro Bus). Lista punktów sprzedaży kart: http://www.tarjetametrobus.com/index.php/atencion-al-cliente/puntos-de-recarga/pos
- Karta kosztuje 2 $ (można kupić jedną na kilka osób) i da się ją zasilić kwotą do 50 $, stan konta można sprawdzić na ekranie czytnika podczas skanowania karty w autobusie lub korzystając z bezpłatnej aplikacji na smartfona (MBReader Panamá).
- Pojedynczy przejazd w obrębie miasta (non-corredor) kosztuje 0,25 $, na szybkich trasach poza miastem (corredor) - 1,25 $.
- Nie w każdym punkcie sprzedaży można doładować kartę (należy szukać pomarańczowego znaku "Venta de Tarjeta y Recarga") - czasem trudno znaleźć miejsce, w którym można ją zasilić, lepiej więc wyliczyć sobie ile pieniędzy będziemy potrzebować.
- Autobusy nie mają numerów - na przedniej szybie napisana jest trasa. Przystanki zlokalizowane są przy głównych ulicach, jak Balboa czy Central. Pomiędzy przystankami możesz zatrzymać autobus machając ręką, a gdy chcesz wysiąść z autobusu, naciśnij jeden z czerwonych przycisków na poręczach.
- W godzinach szczytu autobusy są bardzo zatłoczone, pasażerowie ustawiają się w kolejce na przystanku.
- W ramach jednorazowej opłaty mamy 40 minut na przesiadkę - wystarczy przy wyjściu ponownie zeskanować kartę na czytniku z tyłu autobusu, a w następnym autobusie nie zostanie naliczona kolejna opłata.
- Z Albrook do międzynarodowego lotniska Tocumen autobus jedzie ok. 2 godzin.
- Do Miraflores można dojechać z Plaza de Cinco Mayo (przystanek znajduje się ok. 1 km od śluzy).
- Wyszukiwarka połączeń: http://www.mibus.com.pa/rutas, popularna trasa Panama Viejo-Via Israel-Mariscos: http://www.mibus.com.pa/rutas/panama-viejo-ave-balboa

Na szerokich autostradach (do 8 pasów w tym samym kierunku) luksusowe auta jadą zderzak w zderzak z ogromnymi ciężarówkami rodem z amerykańskich filmów, jednak uwagę najbardziej przykuwają autobusy przypominające dyskotekę na kółkach. Taksówkarz od razu zauważa nasz entuzjazm i mówi, że to "diablos rojos" (czerwone diabły). Podobno warto spróbować jazdy takim pojazdem póki jeszcze jest szansa, ponieważ stopniowo są one wycofywane. Każde takie cudo, będące przerobionym szkolnym autobusem z USA, ma indywidualnego właściciela, który przyozdabia je według swojego gustu, aby przyciągnąć pasażerów.



Największe wrażenie robią te migoczące neonowymi światłami. W czasie jazdy drzwi są zwykle otwarte dla ochłody. Przejażdżka "czerwonym diabłem" w obrębie miasta kosztuje 25 centów (płatne w gotówce przy wyjściu).





Opuszczamy Panamę uświadamiając sobie, że udało nam się poznać jedynie niewielką cząstkę jej atrakcji. Na szczęście plaże, lasy deszczowe, wulkany i Indian spotkamy jeszcze w Kostaryce, Gwatemali i Salwadorze.

Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

grzegorz40 7 marca 2014 15:25 Odpowiedz
Super relacja :-) To jednak jest niesamowite jak te kontenerowce przechodzą przez kanał bez zarysowania lakieru ;-)
so-fly 7 marca 2014 15:26 Odpowiedz
kiedy będzie część o Gwatemali?
grretchen 8 marca 2014 11:18 Odpowiedz
świetna relacja i zdjęcia ! też niedawno wróciłam z Panamy i czytając to czuję się jakbym była tam spowrotem ;) Jeśli udało Wam się zrelizować cały plan w czasie w którym zaplanowaliście to podziwiam ! No i szkoda, że nie spróbowaliście jazdy chicken busami, przeżycia świetne :)
tartal 8 marca 2014 12:07 Odpowiedz
świetnie napisane... czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy... Dawno nie czytałem to super relacji... :)
hubert 8 marca 2014 13:42 Odpowiedz
so-flykiedy będzie część o Gwatemali?
W przyszłym tygodniu Kostaryka i Gwatemala.
dorotatota 9 marca 2014 19:27 Odpowiedz
grretchenświetna relacja i zdjęcia ! też niedawno wróciłam z Panamy i czytając to czuję się jakbym była tam spowrotem ;) Jeśli udało Wam się zrelizować cały plan w czasie w którym zaplanowaliście to podziwiam ! No i szkoda, że nie spróbowaliście jazdy chicken busami, przeżycia świetne :)
Zrealizowaliśmy cały plan podróży w 3 tygodnie. Z chicken busa skorzystaliśmy w Gwatemali - jazda autobusem pełnym Indian nad jezioro Atitlán też była niezapomnianym przeżyciem! Kolejne relacje po trochu się piszą:)
handanielzhao 9 marca 2014 21:00 Odpowiedz
Dorota, a ile w sumie zapłaciliście za 3tyg pobytu za jedną osobę? :)
mika7 9 marca 2014 21:33 Odpowiedz
hubert
so-flykiedy będzie część o Gwatemali?
W przyszłym tygodniu Kostaryka i Gwatemala.
Prosze, napisz cos o Kostaryce. Czy warto i jakie ceny na miejscu. Tak malo sensownego info o tym w necie.
mpbc 9 marca 2014 21:54 Odpowiedz
Dzięki za info, jakoś kartę Metrobus da się kupić z okolicach lotniska? W Panama City będę pod koniec kwietnia później Boca del Toro I Kostaryka :)))
dorotatota 10 marca 2014 00:14 Odpowiedz
handanielzhaoDorota, a ile w sumie zapłaciliście za 3tyg pobytu za jedną osobę? :)
Trudno mi oszacować realny koszt takiej wyprawy... Ja zamknęłam się w 3500 zł, ale loty po Ameryce Środkowej rezerwowałam z wykorzystaniem nagromadzonych mil w programie Miles & More (opłacałam tylko podatki, np. w przypadku linii TACA na trasie GUA-FRS, dopłata wyniosła 10 zł). Z kolei nasze noclegi były opłacone za pomocą zebranych punktów na Airbnb i IHG oraz z wykorzystaniem różnych promocji, jak np. http://www.fly4free.pl/forum/viewtopic.php?f=81&t=38707&p=311880&hilit=panama#p311880
dorotatota 10 marca 2014 00:19 Odpowiedz
mpbcDzięki za info, jakoś kartę Metrobus da się kupić z okolicach lotniska? W Panama City będę pod koniec kwietnia później Boca del Toro I Kostaryka :)))
Wygląda na to, że najbliższe punkty sprzedaży to RETAIL - KIOSCO MAILIN, PANAMA, LAS CUMBRES i DICARINA - INTERNET MUNDO CREATIVO, PANAMA, 24 DE DICIEMBRE (wg strony tarjetametrobus.com).
marmur 13 marca 2014 08:46 Odpowiedz
W przyszłym tygodniu Kostaryka i Gwatemala.
Pisz, pisz. Relacja jest znakomita, czyta się z przyjemnością. Wybieramy się w podobną trasę i czekamy na kolejne bezcenne wiadomości.
kamil 19 marca 2014 18:37 Odpowiedz
dorotatota
Kolejne relacje po trochu się piszą:)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
kriss 17 maja 2014 17:44 Odpowiedz
Świetna realacja, .... coś czuje, że to będzie inspiracja do czegoś podobnego :-) Pisz jak najwiecej, fajnie się czyta pozdrawiam